„Godziny włoskie" to godziny błogosławione, spędzone na odkrywaniu Włoch, ich klimatu, krajobrazów, scen rodzajowych. Tytuł książki kojarzy się jeszcze z „godzinkami", i rzeczywiście Henry James odmawia coś w rodzaju modlitwy do tego kraju. Na tom składają się szkice pisane na przestrzeni czterdziestu lat. W tym czasie zmieniły się nie tylko Włochy, lecz zmienił się także autor tych unikatowych zapisków. Jako młodzieniec galopował po Kampanii, a później zmęczony zamawiał butelkę domowego wina. Trzydzieści lat później, ociężały, w sile wieku, taki, jakim go znamy z płótna Sargenta, oglądał te same okolice poprzez szybę automobilu i zamiast wina wolał pić herbatę. Pisał: „Przychodząca z wiekiem cierpkość – która wysusza w nas tak sporo uczuć – sprowadziła moją dawną tendresse [czułość] do wspomnienia. A jednak nie – stale mam ją w kieszeni, blisko na tyle, żeby poczuć, iż Włochy nadal są przy mnie". Henry James jest miłośnikiem tego, co minione, ale jest również uważnym świadkiem współczesności, widzi świat z wyjątkową ostrością, niezależnie od tego czy jest w Turynie, Rzymie, czy Florencji.Układając w 1909 roku „Godziny włoskie", inicjuje je w Wenecji, a kończy w Neapolu. W swoich podróżach ceni sobie najwyżej chwile niezakłóconej kontemplacji, nie przestaje marzyć, że „przypłynie dobra myśl, ulepszone zdanie, szczęśliwy zwrot fabuły. Że na horyzoncie objawi się dobra plama, którą będzie mógł położyć na swoim płótnie". Książka Jamesa, klasyczny tom spisany z podróży, przedstawia się po raz pierwszy po polsku w tłumaczeniu Anny Arno, dołączając do bogatej już biblioteki kulturowych wędrówek po Włoszech, do dzieł Muratowa, Goethego, Taine’a i Gregoroviusa."Miałem wrażenie, że wszystko, co Italia miała mi do zaoferowania, zgromadziło się i zebrało w tym jednym miejscu: cudownie stłoczone albo hojnie rozproszone komnaty, zaułki, korytarze, galeryjki, altany, arkady, długie białe krużganki i imponujące widoki. Największy czar polegał zapewne na tym, że w tych szczególnych okolicznościach Italia zdawała się pełna po brzegi, tryskała nadmiarem, w dziedzinach, których nigdy nie widziałem jej tak luźnej. Trzeba więc było w pełni wykorzystać możliwość obserwacji i namysłu, zrozumieć, ze to imponujące mnogość jednocześnie zmusza do zadumy. Po godzinie czy dwóch w naturalny sposób spadał nam na kolana biały kwiat zrozumienia:innymi słowy, zamyślony turysta mógł tylko dalej kontemplować, tak długo, jak nie pojął natury swych cudownych przeżyć."Henry James